niedziela, 28 września 2014

W każdym z nich chciałoby się zamieszkać...

Trochę to wścipskie, ale lubimy czasami zaglądać ludziom w okna, szczególnie tych domów, w których- jak nam się wydaje- moglibyśmy zamieszkać od zaraz. Nie wiem dlaczego, ale pociąga nas w nich jakaś niedoskonałość, coś jakby z dziecięcego obrazka: zakrzywione ze starości ściany, niebieskie okna, zadrapany tynk i malwy wyrastające z dziur w bruku przed domem. Kryte strzechą dachy, krzywy komin, karmik dla ptaków i kanka na mleko postawiona w oknie dają poczucie, że bajkowy świat z dziecięcych opowiadań jest tuż, tuż.

Duńczycy w większości nie zasłaniają okien zazdrośnie strzegąc tajemnic domu, częściej czynią z nich wystawę, jakby zapowiedź tego co można zobaczyć w środku. W oknach stawiają świece, lampy, stare naczynia, robią to jednak tak by przechodzący obok domu człowiek mógł się im przyjrzeć. Wydawać by się mogło, że mieszkańcy tych domów z wręcz zapraszają do środka. Co jednak gdyby ktoś odważył się zapukać?

Niektóre domy liczą sobie powyżej 100 lat, są i takie, które zostały wybudowane ponad 300 lat temu (np. w Viborgu lub Ribe), nadal też mają oryginalne drzwi, okiennice etc. Wiele uroczych, typowo wiejskich domków spotkaliśmy też w turystycznej miejscowości Hjarbæk położonej nad fiordem. Zaglądając do jednego z okien zauważyliśmy dwóch staruszków siedzących na wielkich starych fotelach i pijących herbatę przy maleńkiej lampce. A za oknem
łódki kołyszą się na delikatnych falach mimo wszystko morskiej- bo słonej wody.

piątek, 26 września 2014

Fjord, fabryka, żółw i wiejskie kościółki...

Małe echo mieszka pod mostem, a czasem w tunelach, czy kanałach. Duże echo mieszka w starej fabryce w Løgstrup. Przez tydzień mieszkaliśmy razem z nim, dzieląc skromne 900 metrów kwadratowych z dwoma ozdobnymi rybami, żółwiem, stertą zakurzonych kabli, starych faktur i puszek po Coca-Coli.

Nie zawsze po pracy chciało nam się wracać z fabryki do fabryki, mijaliśmy ją więc, szukając w okolicy jakichś ciekawych i koniecznie cichych miejsc. Znaleźliśmy.

Fiskbæk to wioska rybacka położona nad fjordem. Maleńkie łódki na niewielkiej przystani i most z białą ławeczka, na której siedzieliśmy zajadając arbuza i czekając na zachód słońca. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jak długie są letnie, duńskie dni. Przekonaliśmy się o tym kilka godzin później, próbując zasnąć pod szklanym sufitem w pokoju socjalnym "naszej fabryki".

Zanim jednak wróciliśmy do naszego lokum natknęliśmy się na jeden z wielu starych, wiejskich kościółków, który do tego stopnia nas zaczarował, że od tej pory regularnie uprawiamy kirketuristik, co tydzień odwiedzając kolejne, niestety w większości opustoszałe świątynie.

Po tygodniu wyprowadziliśmy się do białego baraku w Viborgu i jedynie czasem nam żal, że nie wypuściliśmy na wolność żółwia...

Kierunek: północ

Zwykliśmy planować.. że coś zaplanujemy, opracujemy szczegóły, zapniemy na ostatni guzik, aby niczego nie przeoczyć,rozpatrzmy różne opcje i.. nigdy tego nie robimy. Wpadamy w wir dziania się, omijając wszelkie etapy wymagające większego zaangażowania lewej półkuli:-) 

Również tym razem przeszliśmy od mało realnego (również w naszym przekonaniu) marzenia o podróży do chaotycznej realizacji. Pewnego dnia po prostu kupiliśmy samochód i obraliśmy kierunek: PÓŁNOC.

Dania, miała być środkiem do celu- m.in. zdobycia funduszy na podróż po Azji, szybko jednak okazała się być jej ważnym elementem. Oczywiście planowaliśmy wypad na Wyspy Owcze (w końcu jeszcze nigdy nie byliśmy bliżej), ale sama Dania wydawała nam się niezbyt interesująca. Teraz, kiedy odkrywamy ten kraj widzimy to inaczej. Poznajemy go  trochę jak zwykle: krajobrazy, ludzie, smaki, ale i troszkę inaczej, głębiej. Przyglądamy się jak wygląda codzienne życie w kraju małych domków krytych strzechą, w którym prawie zawsze pada deszcz, a ludzie mimo wysokich dochodów żyją skromnie. Chłoniemy ten spokój, którego nam, Polakom tak bardzo brakuje  i uczymy się prostego patriotyzmu. A co najdziwniejsze uczymy się też... języka duńskiego, tych wszystkich ø, æ, å, które poza Duńczykami potrafi wypowiedzieć chyba tylko człowiek, który wypchał sobie usta ziemniakami i poszedł się utopić:-) 

07.07.14 południowo-wschodnie marzenie które zamieniło się w podróż PÓŁNOC-POŁUDNIE- WSCHÓD ruszyło   z kopyta, i...oby nie było zbyt szybko znalazło się na mecie:-)

środa, 24 września 2014

Ona- Agata - psycholożka, która w dzieciństwie pragnęła zostać "łowcą krokodyli". Coś w marzenia o wielkiej przygodzie płynie w jej żyłach do dziś i choć w codziennej pracy z dziećmi nie brakuje jej wyzwań, rzuciła wszystko (oczywiście oprócz równie zakręconego męża) by zobaczyć świat.

On- Mścisław - pedagog, zapalony rowerzysta w stanie spoczynku który kilka kilogramów temu zamienił kumpli na żonę, a rower na wszelkiej maści pociągi, busy, marszrutki etc. Podróżuje, bo uwielbia poznawać nowe miejsca, ludzi i oczywiście smaki.

Oni- wierzą że podróżowanie po świecie z plecakiem, jest piękne jak zabawa z gromadką dzieciaków przy kominku. I chcą obu! Ale po kolei:-)

poniedziałek, 22 września 2014

Wstępniak!

Z czym kojarzy nam się słowo podróż?
...podroż - to ewidentnie kobieta, bywa czasem trudna, nazbyt wymagająca, potrafi wyciągnąć z kieszeni wszystkie odłożone na tzw " czarną godzinę" grosiki, a co gorsza nawet i całe tysiące. Wiemy jednak ile czaru można odnaleźć w jej niespodziankach, zmienianych nagle planach i kaprysach pogody.

Co cenimy w podróżach?
...spotkania z ludźmi, możliwość poznawania ich świata, zaglądania do wnętrza domu, by poczuć jego klimat, wspólnego jedzenia, długich rozmów czesto prowadzonych bardziej przy użyciu rąk niż języka. Czasem wydaje nam się, że  wciąż żyjemy jakąś podróżą- wspominamy poprzednie, planujemy kolejną lub- co lubimy najbardziej- pakujemy plecak, namiot i wyjeżdżamy.

Gdzie chcielibyśmy pojechać?
...wszędzie, ale na początek wystarczy nam Azja Środkowa, Azja Południowo-Wschodnia i... Wyspy Owcze:-)

Północ, południe, wschód... A co z zachodem?
... zachód zwiedzimy na emeryturze ( oczywiście o ile wiek emerytalny nie zostanie podniesiony do 101 lat:-) Póki co jednak wiele zachodu kosztuje nas zorganizowanie wyprawy na wschód (głównie strony materialnej)...

Właściwie po co nam ta podróż?
... bo  fajnie jest mieć co opowiadać wnukom przy kominku:-)