Małe echo mieszka pod mostem, a czasem w tunelach, czy kanałach. Duże echo mieszka w starej fabryce w Løgstrup. Przez tydzień mieszkaliśmy razem z nim, dzieląc skromne 900 metrów kwadratowych z dwoma ozdobnymi rybami, żółwiem, stertą zakurzonych kabli, starych faktur i puszek po Coca-Coli.
Nie zawsze po pracy chciało nam się wracać z fabryki do fabryki, mijaliśmy ją więc, szukając w okolicy jakichś ciekawych i koniecznie cichych miejsc. Znaleźliśmy.
Fiskbæk to wioska rybacka położona nad fjordem. Maleńkie łódki na niewielkiej przystani i most z białą ławeczka, na której siedzieliśmy zajadając arbuza i czekając na zachód słońca. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jak długie są letnie, duńskie dni. Przekonaliśmy się o tym kilka godzin później, próbując zasnąć pod szklanym sufitem w pokoju socjalnym "naszej fabryki".
Zanim jednak wróciliśmy do naszego lokum natknęliśmy się na jeden z wielu starych, wiejskich kościółków, który do tego stopnia nas zaczarował, że od tej pory regularnie uprawiamy kirketuristik, co tydzień odwiedzając kolejne, niestety w większości opustoszałe świątynie.
Po tygodniu wyprowadziliśmy się do białego baraku w Viborgu i jedynie czasem nam żal, że nie wypuściliśmy na wolność żółwia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz