No i wróciliśmy do punktu wyjścia-do głośnego i zatłoczonego Bangkoku. Znów musieliśmy przeciskać się przez tłumy, tłumaczyć tuk-tukarzom, że nie mamy ochoty cały dzień jeździć po mieście, odmawiać masarzystom, sprzedawcom pamiątek etc. Na szczęście pamiętaliśmy, że prócz paskudnej Kao San jest jeszcze pyszna chińska dzielnica, do której -jak się okazało można dotrzeć... wodnym tramwajem. A z takiej łódki, kiedy zająca się jogurt z fasolą i kukurydzą to nawet Bangkok jest całkiem do zniesienia.
Dziś doszła do nas pocztówka z Kombodży!
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki :)
Kilkunastoletnia znajomość z delfinem ułatwiła rozwiązanie konkursowego zadania...mimo, że w tej chwili jest to delfin z brodą.
Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli się zrewanżować.
pozdro i powodzenia
PS. Jeśli zahaczycie o Koreę Północną, to też prosimy o kartkę!