Wschody i zachody słońca mają w sobie coś z magii. Z wiadomych przyczyn (błogie śnienie) tych pierwszych widzieliśmy niewiele, ewentualnie wpatrując się zaspanymi oczami w okna autobusów. Co prawda udało się nam zobaczyć wschód na Angkor Wat, ale wrodzona dysklikia nie pozwala nam... otworzyć zdjęć ze nowej karty pamięci.
Za to zachody podziwiamy prawie codzienie, za nic sobie mając zgraję komarów, czyhających złowrogo, by nam upuścić krwi. Piękna sprawa, choć wiadomo, że ten najpiękniejszy będzie zawsze...nad Polską:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz