czwartek, 18 grudnia 2014

Pogoń za jeleniem- Aarhus

Goście jadą, goście.... Ku naszej uciesze po wielu namowach zawitali do nas  Ewelina i Paweł - potocznie zwani Robakami:-) Początkowo chcieliśmy pokazać im wszystko ( może oprócz miejsca pracy:-), ostatecznie jednak odwiedziliśmy jedynie Århus, w którym najbardziej kusił nas park oswojonych jeleni, które można głaskać, karmić i pstrykać sobie z nimi selfie.

To studenckie miasto jest położone nad morzem, woda płynie też kanałami przez starówkę. Centrum Århus jest jak gdyby dwupoziomowe- urocze uliczki ciągną się nad kanałem i wzdłuż niego. Sympatyczngo klimatu dodają mini fontanny, które można tu znaleźć na każdym kroku- kobieta trzymająca w rękach kurę, hipopotam pijący wodę z rzeki etc.

Kiedy dotarliśmy do Dyre Parku przetrzepaliśmy torby i kieszenie w poszukiwaniu smakołyków dla jelonków: kawałki jabłek, znalezione po drodze marchewki... Cóż, kiedy te rozpieszczone zwierzaki miały dość nachalnych mieszczuchów z marchewkami w rękach i przechodziły obok z obojętnością, w najlepszym przypadku obdarzając nas pogardliwym spojrzeniem lub kuksańcem "z roga":-)

Małe, wielki Ribe

Ribe to najstarsze duńskie miasteczko, jednak o zupełnie innym charakterze niż równie wiekowe miasta w Polsce.  Wszystko tu wydaje się być wręcz miniaturowe, oprócz ogromnej katedry położonej w sercu Ribe. Otaczają ją bardzo stare, niektóre nawet XVI wieczne domy, lub maleńkie kamieniczki. A do tego stary młyn, mosty i zatoczki. I Podobno wieczorami spod katedry wychodzą tu nocni stróże, którzy swoim śpiewem usypiają mieszkańców, pilnując jednocześnie aby noc była spokojna:-)

piątek, 5 grudnia 2014

W głąb Londø:-)

Lundø to takie miejsce, w którym każdy kogoś spotyka. Woda spotyka wodę, niby tę samą a zdążającą w przeciwnym kierunku; fiord wita się z wiatrakami, a ławeczka na wysokich nogach przypatruje się zachodzącemu słońcu.

Podczas pierwszego spotkania z Lundø odwiedziliśmy maleńki kościółek położony w centrum wioski, przeszliśmy się na molo, a z wysuniętego w głąb fiordu kawałka lądu (Lundø:-) przyglądaliśmy się klifom położonym po drugiej stronie fiordu. I znów spotykaliśmy...siebie:-)

Na drugą wizytę zabraliśmy ze sobą Valerię, z którą zajadaliśmy dziką różę i urządzaliśmy sobie polowanie na podłużne muszelki, w kształcie pudełek na cygara lub biżuterię.  Kogo/ co spotkała?