Viborg troche wymyka się prostym skojarzeniom dotyczącym małego miasta. Ta 37 tysięczna miejscowość ma wszelkie zalety dużego ośrodka: piękne stare miasto, teatr, ośrodki rozrywki, galerie handlowe. A do tego dwa duże i bardzo czyste jeziora, wielką katedrę, kilka ładnych parków.
Viborg poznajemy wciąż na nowo i wydaje się, że wciąż wiele jeszcze pozostaje do odkrycia. Pierwsze zwiedzanie rozpoczęliśmy jednak od kościołów, a przede wszystkim od katedry. Piękny budynek, z wielką historia, z mnóstwem starych rzeźb, z ogromnym, starym świecznikiem, ale zupełnie bez ducha, bez wspólnoty, bez wiernych. To trochę smutne, ale mieliśmy wrażenie, że w tym miejscu wszystko jest dla ludzi, a zabrakło w nim miejsca dla Boga.
Centralne uliczki Viborga przystrojone są duńskimi flagami, które wiszą też przy wszystkich ważniejszych, czy też zabytkowych budynkach w całej ( jak nam się póki co wydaje) Jutlandii, a także przy większości domów prywatnych. Duńczycy naprawdę kochają swoją kraj i lubią podkreślać swoją do niego przynależność.
Poczucie tożsamości narodowej wiąże się też z przywiązaniem do tego co łączy teraźniejszość z przeszłością. Niektóre domy, ale też i maleńkie domki stojące w centrum miasta mają ponad 300, a czasem prawie 400 lat i co najciekawsze, niektóre z nich nadal mają oryginalne drzwi wraz z okuciami, bramy, a z pomiędzy kocich łbów wyrastają zasadzone przez prababcię malwy.
I choć wiemy, że tóż za rogiem stoi wielki market, po jeziorze pływają łodzie motorowe, a barak w którym mieszkamy jest klimatyzowany czasem czujemy się jak w hrabalowym " Miasteczku, w którym czas się zatrzymał":-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz