sobota, 13 czerwca 2015

Baaardzo lubimy!

Wyznajemy zasadę, że latanie jest sprzeczne z ludzką naturą i doprawdy szczerze nie przepadamy za samolotami. Co innego z podróżowaniem! Człowiek podróżowanie, a co za tym idzie: poznawanie, odkrywanie, spotykanie, porównywanie, sprawdzanie, przekraczanie ma we krwi od ho, ho, ho... albo jeszcze dłużej.
Czasami jednak nie ma innego wyjścia i musimy na przekór naturze oderwać się od ziemi. Z Wietnamu bowiem polecieliśmy na Sri Lankę i musimy przyznać, że ten kraj - wyspa przpadł nam nam do gustu :-)
Po wylądowaniu, nie zatrzymując się w stołecznym Colombo udaliśmy się rozklekotanym pociągiem na południe Cejlonu. Już sama trasa kolejowa (nie wspominając o kartonowych biletach, jakie pamiętamy z dzieciństwa) ciągnąc się wzdłuż wybrzeża z palmami i zaspanymi, postkolonialnymi stacyjkami staje się nielada atrakcją. Nasz przystanek - Hikkaduwa okazał się wioską wyraźnie nastawioną na turystykę. I nic dziwnego, bo tamtejsza plaża z rafą koralową  jest warta odwiedzenia.
Pierwsze dla nas zaskoczenie: wszyscy świętują tamilski Nowy Rok, dla nas to kolejny po "naszym", chińskim i tajskim "Nowy Rok" w tym roku. :-)
Potem jeszcze lepiej: w oceanie można pływać z żółwiami! A od czasu pobytu na Filipinach mamy do nich słabość, do tego stopnia, że do głowy nam nie przyszło spróbować zupy z tego sympatycznego stwora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz