niedziela, 1 marca 2015

"There is more fun in Philipines"

Filipiny to zupełnie inny świat!

Czy wiedzieliście, że dla Filipińczyków wybory miss świata jest jak sport narodowy? Całe rodziny zbierają się wtedy przed telewizorami, płaczą, krzyczą i modlą się za swoje reprezentantki. Nawet parafie (króluje tu katolicyzm) mają swoje konkursy piękności. Za to narodowymi pojazdami są Jeepy oraz tricykle, koniecznie bogato zdobione (często wizerunkami Jezusa lub Maryji!).

Wiele zmienia się tu też w kwestii jedzenia, choć oczywiście ryż pozostaje najlepszą potrawą na śniadanie, obiad i kolację. Za to liczba rzeczy, które można do niego dodać jest nieskończona. Filipińczycy bowiem z dumą przyznają "u nas jedzenie się nie marnuje, my jemy wszystko". I nie mijają się z prawdą, tu nie daruje się nawet niedoszłym kaczkom, jajka podbiera się matkom po 7 dniach od zniesienia, a ugotowany embrion (filipińska nazwa Balot) zajada z sosem vinegret. Nie mówiąc już o smażonych, gotowanych i pieczonych wątrobach, nerkach i jelitach. A do tego ketchup robi się tu z ... bananów.

Oczywiście nie wiedzielibyśmy wszystkich tych rzeczy, gdyby nie Jonny, który cierpliwie gościł nas przez te kilka dni. Wspaniały facet, obiecał odwiedzić nas w przyszłym roku. Może i nam uda się "sprzedać" mu kilka takich ciekawostek o Polakach.

Za to stolica - Manila jest ogromna (ok. 20mln mieszkańców), głośna, ale z ładnym starym miastem i jedynym w swoim rodzaju orchidarium, w którym nie znajdziesz ani jednej orchidei :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz